niedziela, 28 czerwca 2015

" Mistral " rozdział 5

    Po lekkim obiedzie, Kendra poszła wyczyścic Mistral.
Wolnymi ruchami, przesuwała szczotką po sierści klaczy.
Minęło parę dni, od kiedy dziewczynka dowiedziała się o przeszłości klaczki.
Już udało się jej zdobyć małe, malutkie zaufanie ze strony Mistral, udało im się skoczyć jedną małą stacjonatę. W ujeżdżaniu stanowiły niepokonaną parę. Dziewczyna, bardzo z siebie dumna z radością przyjęła również wiadomość, że w sobotę miała się spotkać z właścicielką stajni- panną Casie. To spotkanie miało mieć miejsce już dzisiaj, lecz okazało się, że panna Brown musiała pojechać na konferenję do Angli, więc spotkanie zostało przełożone. Klacz trącała Kendrę, domagając się pieszczot.

- Za chwilę wyjdziemy mała - uśmiechnęła się dziewczynka - co myślisz o przejażdżce w teren? Tylko się przebiorę, dobra ? Będziesz na mnie czekać, zgo....
- Czy ty rozmawiasz z koniem  ? - usłyszała czyjś głos.
Dziewczyna odwróciła się. Przy drzwiach boksu stał rozbawiony Tordas.

- Yyyy, no... nie... znaczy tak..znaczy tak jakby - jąkała się Kendra.
- Masz szczęście, że tego nie widziała Alice - mrugnął do niej.
- A co mnie ona obchodzi - warknęła dziewczynka.
- Jedziesz na przejażdżkę? - chłopak szybko zmienił temat.
- Tak - odparła - możesz ze mną - powiedziała lekko się rumieniąc.
- Spoko. Tylko pójdę się przebrać w coś odpowiedniego.
- Dobra, ja też idę.

Kendra wpadła do pokoju. Jej mama siedziała na fotelu i rozmawiała z kimś przez telefon.

- Mamo, jadę w teren - zawołała od progu.
- Słoneczko! Jak dobrze, ojciec chce z tobą pogadać - uśmiechnęła się Maria i podała jej komórkę.

- Hej, tato.
- Hejo skarbie, jak tam?
- Dobrze. A u ciebie?
- Tak samo. Tylko Mark jęczy, że nie ma TV
- U nas też nie ma.
- No to jesteśmy kwita - roześmiał się tata.
- Yhm - odpowiedziała dziewczynka bojąc się, że się spóżni.
-  Spieszysz się? - usłyszała głos ojca.
- No.. tak - potwierdziła, podziwiając wszechwiedzącego ojca.
- No to podaj słuchawkę mamie.
- Pa tatku.
- Pa córciu, pogadamy później?
- Jasne, zawsze.
- To nara kochanie.
- Narka, buziaki
- Buźki, pa!


  Mama dziewczynki odebrałą telefon i zaczęła opowiadać ojcu dziewczynki o jedzeniu, które im dają w stajni. Kendra wpadła do swojego pokoju i otworzyła szafę. Po krótkim namyśle odziała się w  szarą bluzkę na ramiączkach w kratkę, czarne bryczesy, buty jeździeckie, czarną czapkę i wybiegła na dwór.
Tam czekał już na nią chłopak, z Arabetto i Mistral.
Jak długo tam była?

- Sorry - wysapała dziewczyna.
- Wporzo. Oporządziłem też twojego konia.
- Dzięks - Kendra popatrzyła na niego z wdzięcznością.
- Nie ma za co. Jedziemy?
- No jasne!

  Tordas poprowadził ich w głąb lasu. Przez liście, promienie słońca oświetlały żwirową drogę. Pojechali w przeciwną stronę, niż dziewczynka pojechała z mamą, w ową pamiętną noc.
Usłyszeli śpiewy ptaków, które wirowały w powietrzu, zataczając krągi nad ich głowami.
Drzewa cicho szumiały poruszane przez wietrzyk, a od czasu do czasu lekki wiatr wiał we włosy, przyjemnie i delikatnie muskając skórę.
Poprzedniej nocy padał deszcz, więc powietrze było wilgotne. Kendra wdychała rześkie powietrze i westchnęła z zadowoleniem. Było jej lekko i czuła się... wolna.
Wyjechali na otwartą przestrzeń, gdzie dziewczynka zaproponowała galop.
Konie przyspieszyły i zaczęły galopować. Mistral dorównywała tempem Arabetto, która choć większa nie była zbytnio szybsza. Wkońcu zatrzymali się koło dużej polany, usianej zieloną trawą i wielkim drzewem z rozłożystymi konarami.
Konie zaczęły się paść, a Kendra i chłopak usiadli pod dębem.
Popatrzyli na siebie. Chociaż Tod nic nie mówił, Kendra wiedziała, że dzieje się coś dziwnego. Czuła,że sie rumieni, pierwszy raz zobaczyła jakie Tordas ma delikatne rysy i niezwykle ładne usta. Chłopak również na nią patrzył. Uśmiechnął się, i niepewnym ruchem włożył jej za ucho kosmyk niesfornych włosych, które wypadły z kucyka. Chwilę tak siedzieli, poczym wsiedli z powrotem na swe konie i wrócili do stajni.

                                                        ********
Kendra siedziała na fotelu i czytała " Gonitwę Miłości " napisaną przez jej ulubioną autorkę - Prissy Lennox. Wciąż wspominała romantyczny gest z strony Tordasa.
Musiała się jednak przygotować, za chwilę miała lekcję z panem Spencerem.
Szybka nałożyła beżowe bryczesy, i wbiegła do stajni.
Tam Idun karmiła Calipso. Pomachała jej, ona odmachała i poszła przygotować klacz o jazdy. Po kilku minutach pojawił się instruktor. Poprowadził ją na halę.
Zaczęła się lekcja. Trener urozmaicał jazdy, przeróżnym woltami, półwoltami, wężykami i innymi figurami. Lecz tym razem miała to być lekcja poświęcona skokom.
Dziewczynka przełknęła ślinę i ruszyła najpierw kłusem na stacjonatę z deską.
Przed przeszkodą mocno ścisnęła bok Mistral, sądząc , że ona zaraz odskoczy.
Lecz.. poczuła, że klacz przeskoczyła! Trener patrzył na nią z podziwem i zaproponował skokz galopu. Dziewczyna z nadzieją zgodziła się łapczywie.
Skierowała konia na trochę wyższą kopertę. Mistral zawachała się, lecz jakoś to przeskoczyła.
Po lekcji Kendra wdała się w rozmowę z Idun i Spencerem.

- Gratuluję! Nawet ja nie potrafię na niej skakać! - powiedział instruktor.
- No no, gratulacje skarbie - cieszyła się kobieta.
- Ale z galopu średnio wyszło - przyznała dziewczyna, rumieniąc się od pochwał.
- No rzeczywiście, skoczyłyście prawie z stója - zaśmiał się trener - ale przynajmniej skoczyłyście. A to wielki wyczyn! Na Mistral, to naprawdę rekord świata - śmiał się Spencer wraz z Idun.

  Gdy Kendra wróciła do apartamentu, jej mama zaproponowałą wybrać się na zakupy.

- Miałyśmy pójść kilka dni temu, ale jakoś tak wyszło. Może teraz pójdziemy, co myszko?
- Dobra, tylko zadzwonię do taty. Moge?
- Jasne, jasne dzwoń, a ja poczekam. Muszę też znaleźć mój portfel, widziałaś go gdzieś?
- Tam leży - dziewczynka wskazała na łóżko, gdzie spomiędzy poduszek, wystawał czarny portfel.
- Oooo znalazł się! Dzieki skarbie - Maria ucałowała szybko córkę w czoło i poszła się ubrać w coś " modnego" jak to określiła. W tym czasie, Kenda zadzwoniła do taty i opowiedziała o skokach na Mistral. Gdy mama wróciła, ubrana w błękitną bluzkę na ramiączkach ( widać jej było kawałek białego stanika ), jasne dżinsy i różowe buty na koturnach, pasujące do branzoletki i kolczyków, rozłączyła się i wyszły.

   W sklepie z odzieżą jeździecką było cudnie. Ściany byy pomalowane na piękny beżowy kolor, a abażurowa lampa, migotała milionami barwnych iskierek.
Sprzedawczyni, siedziała na różowym fotelu i patrzyła na Kendrę i jej mamę spod czarnych modnych okularów. Pęk blond włosów, spadał na jej twarz, zgrabne nogi przesłaniały delikatne, muślinowe rajstopy. Pomimo tego, że nosiła okulary, wcale nie była brzydka lub kujonowa. W białym topie, różowej spódniczce mini, białych balerinkach i błękitnymi branzoletkami wyglądała imponująco ładnie. Nagle wstała, podeszła do mamy dziewczynki i spytała :

- Maria, to ty?
- Przepraszam, kim pani... Laura!?
- Maria! Jak super ciebie widzieć!
- No ciebie również! Co słychać?
- Dobrze, prowadzę sklep - pochawaliła się ładna pani .
- Widzę. Dobrze ci się powodzi?
- Tak, a kto to? - zapytała wskazując na Kendrę.
- To.. To moja córka - odparła matka dziewczyny, przypominając sobie o jej istnieniu.
- Ładna, podobna do ciebie w młodości.
- Serio?
- Tak! Przyszłyście coś konkretnego kupić?
- Moje bryczesy są na mnie za małe - przyznała Maria.
- Mam dużo bryczesów do zaoferowania, jaki kolor?
- Najlepiej brązowy albo biały.

Panna Laura, energicznie chodziła po sklepie, po chwili, wróciła z różnymi bryczesami. Zaprowadziła przyjaciółkę do przebieralni i podała ubrania.
Kendra wykorzystała czas i zaczęła się rozglądać po sklepie. Podeszła do półki z bluzkami jeździeckimi dla nastolatków. Szczególnie spodobały jej się brązowe, krótkie rękawki oraz biała bluzka z ramionami 3/4.

- Słonko! Czego szukasz? - usłyszała głos sprzedawczyni.
- Nic.
- Jasne - spojrzała na nią przenikliwie - w moim sklepie napewno ci się coś spodoba! No pokaż, dam ci jeden w prezencie.

 Dziewczynka pokazała białą i brązową bluzkę.

- Zaraz ci dam, w jaki papier spakować?
- O nie! - usłyszały stanowczy głos mamy - zapłacę.
- Nie! Dam w prezencie - upierała się panna Laura.

 Kłóciły się, i w końcu stanęło, że jedną bluzkę w prezencie, a drugą się kupi.
Rezultat zakupów był taki, że kupiono 2 pary bryczesów i czarną bluzkę dla mamy, a dla Kendry jedną parę szarych bryczesów i 2 bluzki.

- To my lecimy na jakąś przekąskę. Może pójdziesz z nami, co? - zaproponowała Maria.
- Yyy, a co ze sklepem?
- Na godzinke! - nalegała mama Kendry.
- Dobra.

   Panna Laura, zaprowadziła wszystkie do restauracji położonej nie daleko sklepu. Cała restauracja była koloru czerwonego, ściany, serwetki, nawet ramy w obrazach. Ten kolor nadawał niezwykłą atmosferę.

- Co zamawiamy? - zapytała Maria.
- Ja sałatkę, a wy? - panna Laura.
- To samo, co ty, Kendruś co chcesz do jedzonka?
- Nie jestem głodna - mruknęła dziewczynka, zrażona tym , że zwrucono się do niej, jak do bobaska.
- Dobra, to zamówimy ci Colę ? Zgoda? - mama dziewczyny, wcale się nie przejęła apetytem córki i zawołała kelnera.

  Wytworny pan z czerwoną muszką i białą bluzką z kołnierzem przyjął zamówienie, skłonił się, podwinął wąsa i wszedł do kuchni.
Panie zaczęły trajkotać o " dawnych czasach ", a Kendra wyjęła telefon i sprawdziła facebooka. Po 20 minutach, ten sam kelner przyniósł posiłek.
Dziewczynka powoli sączyła Colę, przyglądając się obrazom w restauracji.
Miała przeczucie, że popołudnie będzie dołująco nudne.

                                             *****

Po męczącej "przekąsce ",  Kendra wraz z jej mamą wóciły, Maria odrazu położyła się na kanapie i zapadła w drzemkę. W tym czasie dziewczyna wymknęła się i usiadła na ławce koło hali i odetchnęła świeżym powietrzem. Z stajni wydobywały się rżenia koni. Był wczesny wieczór. Cisza panowała wokół.
Nagle usłyszała wołanie . Z oddali zbliżał się Spencer.

- Kendra! Panna Casie, chce się z tobą spotkać - powiedział trener.

  Czy spotkanie nie miało być jutro? A może dzisiaj? Dziewczynka poczuła zamęt w głowie. Po za tym, cóż to za różnica?

- Aha, dobrze.
- Chodź, panna Casie czeka przy bramie.

  Instruktor wraz z dziewczyną podszedł do złotej bramy stajni. Tam czekała owa sławna właścicielka stajni. Kendra poczuła wielki zawód. Wyobrażała sobie, że panna Casie Brown, jest szczupłą, wysoką , dobrotliwie wyglądającą kobietą w wieku 30, no może 40 lat. Lecz pod bramą, zamiast chodzącej piękności, stała... starowinka! Owszem, była szczupła oraz ... niska i stara! Wyglądała na 60 lat, a jej twarz usiana licznymi zmarszczami, wcale nie wyglądała tak łagodnie i miło. Właścicielka stajni, urodę miała przeciętną, gdyż stare ponure oczy i milion zmarszczek, powodowały, że nikt pięknością by jej nie nazwał. Sytuację ratowały włosy, choć siwe, to lekko falujące, gęste opadające na małą owalną twarz, były jedyną uciechą oczów, tej postaci.

- Dobry wieczór - przywitała się drżącym głosem dziewczynka.
- Dobry - odparła panna Brown. O dziwo! Głos miała cichy, łagodny niczym szmer małego strumyczka.
- Ja muszę już lecieć, mam kolejną lekcję - odparł bezceremonialnie trener.
- Dobrze chłopcze.

  Przez chwilę, panowała cisza. W końcu pierwsza odezwała się Casie.

- Dziewczynko. Podobno zwią cię Kendra.
- Tak, proszę pani.
- Już per " pani "? No dobrze, podobno Mistral, jest ci ufna?
- Tak.. - dziewczynka popatrzyła na nią zaskoczona.
- Myślę, że będzie to długa rozmowa. Może zasiądziesz na herbatę?
- Dobrze.

  Usiadły w kafejce " Gold " i zamówiły filiżanki herbaty.
Panna Casie, napiła się łyczka i zaczęła:

- Gdy Mistral była już umierająca, ja postanowiłam ją uratować, gdyż wtedy kochałam konie.
- A teraz nie?
- Moja miłość do nich zaniechała, od kiedy zdechł mój koń - Aster.
- Przykro mi - wyszeptała dziewczyna.
- Nie wiem dlaczego, jest ci przykro - powiedziała chłodno - nawet nie znałaś go.
- Ale wydaje mi sie, że to przykre uczucie. Myślę, że gdyby Mistral...ten... to też bym była smutna - powiedziała Kendra - patrząć wyzywajaco na starszą panią.
- Podoba mi się twój temperament dziecko - odparła z iskirkami w oczach panna Brown. -  Ale, trochę odeszłyśmy od tematu. Zapłaciłam za operację, a później przyjęłam ją do swojej stajni. Mój syn Peter, próbował ją dosiąść, lecz mu się nie udało, nigdy.
- Z nią trzeba umiejętnie.
- Zapewne dziecko, zapewne. Jak zdobyłaś jej ufność... Kendro - spytała staruszka, dolewając do filiżanki.
- No... Dałam jej czas, żeby mnie poznała. I jeszcze musiałam być cierpliwa, nie było łatwo - przyznała dziewczynka.
- To samo mawiała Amy. Cierpliwość i zrozumienie, a przede wszystkim czas.
- Rzeczywiście, od kiedy dowiedziałam się o przeszłości Mistral, zaczęło mi się na niej coraz lepiej jeździć. A kto to pani Amy?
- Ta, która wbudowała to miejsce - ruchem ręki, pokazała teren.
- Znała ją pani?
- To była moja siostra.
- Naprawdę? - zapytała zaskoczona Kendra.
- Owszem, moja starsza siostra.
- Ma pani jeszcze jakieś rodzeństwo?
- Tak, mam młodszą siostrę, pewnie już poznałaś Idun - na chwilę, oczom panny Brown, przywrócił się dawny blask młodości.
- Idun, to pani siostra?!
- Nie krzycz tak dziecko, nie okłamałabym cię. Gdy ja już odejdę z tego świata, to Idun, przejmie stajnię. Ale już koniec. Jestem zmęczona, idź do domu.

  Kendra posłusznie poszła do pokoju, umyła się położyła się do łóżka i pomyślała " za dużo wrażeń " po czym zasnęła głębokim snem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz